wtorek, 14 czerwca 2016

Rozdział 1

Budząc się co rano, powtarzam sobie- To tylko jeden dzień, jeden dwudziestoczterogodzinny odcinek czasu, który musisz przetrwać. Nie wiem, kiedy zaczęłam sobie fundować taką gadkę, ani dlaczego. Moje beznadziejne życie, zaczyna mnie coraz bardziej dobijać. Zaczynam coraz bardziej popadać w nicość, jakim jest moje życie.
Od codziennej niechęci, spojrzałam na zegar cyfrowy, leżący na starej, drewnianej szafce. Wskazuje szóstą pięć, blady świt. Przetarłam oczy dłońmi, i podniosłam się do pozycji siedzącej. Wyciągnęłam ręce ku górze, żeby się rozciągnąć. Wstając, zabrałam ubrania składające się z białej koszuli i czarnej spódnicy i weszłam do pokoju czystości. Czekała mnie dzisiaj rozmowa o pracę, jako sekretarka w kancelarii Marka Lynch. Wygładziłam dokładnie czarną przylegającą do ciała spódnie i poprawiłam delikatnie falowane włosy.
Zabrałam jeszcze papiery, torebkę i wyszłam z mojego małego mieszkanka. Kupiłam po drodze kawę i skierowałam się w stronę kancelarii.
-Dzień dobry-Powiedziałam do ciągle rozmawiającej przez telefon sekretarki. - Byłam umówiona w sprawie pracy.-Uśmiechnęłam się sztucznie, cała drżałam od stresu.
-Pana Marka nie ma, ale jest jego syn-uśmiechnęła się.- Korytarzem prosto, pokój numer 14.-pokazła palcem na korytarz.
-Dziękuje-kiwnęłam głową i poszłam w wskazane miejsce. Super, jeszcze muszę iść do kogoś innego. 10,11,12,13.. i 14. Ścisnęłam mocniej moje SV i zapukałam grzecznie do pokoju. Usłyszałam ciche "proszę". Weszłam.
-Dzień dobry, ja w sprawie pracy-Spojrzałam na mężczyznę. Przystojny, wysoki, blondwłosy. Jego wygląd był oszałamiający, aż zaparło mi dech w piersiach.
-Jestem Ross Lynch, syn Marka Lyncha. -Podał mi rękę, uścisnęłam ją.- Nie jestem zadowolony z tego powodu, że tata zlecił mi takie zadanie, więc mam nadzieję że pójdzie to szybko.- Powiedział szorstko, nie był zbyt miły.
-Nazywam się Laura Marano, mam 23 lata, mam wykształcenie średnie.- Przedstawiając się, podałam wcześniej wymienione papiery.
-Jesteś w związku?- Spytał, przeglądając papiery.
-Nie wydaje mi się żeby było to panu potrzebne.
-I tak nie jest pani w moim typie, wolę raczej... buntowniczki.- Przejrzał mnie wzrokiem od góry na dół. Byłam już cała czerwona. Co za pajac.-Proszę jutro być na ósmą rano. Przyjmuje cię na okres próbny.-Oddał mi część papierów.
-Dobrze, dziękuje.-Odwróciłam się do drzwi, chcąc już opuścić do miejsce.
-Tylko ubierz się jakoś... lepiej.-Dodał z cwaniackim uśmiechem.
-Niech pan sobie daruje te zagrywki!-Wkurzyłam się.
-Oh, nie denerwuj się tak, bejbe.-Puścił mi oczko. Trzasnęłam drzwiami i wyszłam z budynku.
Jak on tak może, ale nie poddam się tak łatwo. Potrzebna mi ta praca, inaczej nie zdołam utrzymać mieszkania, a nie chce wylądować na ulicy. Nie mogę zrobić tego Vanessie. To moja starsza siostra, ma 5-miesięcznego syna. Chłopak zostawił ją, jak tylko dowiedział się że zaszła w ciąże. Załamała się tym, przez pewien czas nie chciała zajmować się małym Max'em. Więc wszystkie obowiązki spadły na mnie.
A co z moim życiem uczuciowym? Miałam jednego chłopaka... Zdradził mnie i wykorzystał, a co w tym wszystkim najgorsze, że zrobił to z moją jedyną najlepszą przyjaciółką. Na samą myśl o nich, robi mi się słabo. Odpędziłam złe myśli i zaczęłam szukać kluczy od domu. Wysypałam całą zawartość torebki, ale nie mogłam ich znaleźć. Zadzwoniłam do mojej siostry, ale nie odbierała. Spróbowałam jeszcze kilka razy, ale nic to nie dało.
Zrezygnowana, postanowiłam pójść do galerii. Słońce zaczęło chować się za ciemne chmury, co oznaczało że zaraz zacznie padać, super. Przyśpieszyłam kroku, ale mój odwieczny pech dał znowu o sobie znać. Jacyś małolaci na deskorolkach, wjechali we mnie, więc wylądowałam w kałuży, a na dodatek uderzyłam bokiem głowy o krawężnik. Szybko zaczęłam się zbierać, ale zakręciło mi się mocno w głowie, a potem widziałam już tylko ciemność.
-Wiedziałem że na mnie lecisz-Zobaczyłam ten sam arogancki uśmieszek.
-Gdzie ja jestem? I czemu ty tu jesteś?- Powiedziałam do Rossa. Pana Rossa.
-Zemdlałaś i cię uratowałem, nie widziałem sensu żeby zawieść cię do szpitala, więc zabrałem cię do mnie.-Jesteś cała brudna, a na dodatek od krwi, przecięłaś sobie łuk brwiowy. Idź wziąć prysznic.- Dodał, podając mi ręcznik. Dopiero teraz rozejrzałam się po pomieszczeniu, było bardzo ponure. Wszędzie dominował czarny kolor, a z wielkich okien było widać miasto. Wstałam i skierowałam się za blondynem. Pokazał mi łazienkę a potem odszedł do kuchni. Zamknęłam się w pomieszczeniu na klucz i spojrzałam na siebie w lustrze. Moje ciuchy wyglądały potwornie. Całe potargane, nadawały się jedynie do kosza. Zdjęłam cichy i weszłam pod prysznic. Nadal nie wiedziałam co dokładnie się stało, ale jedno było pewno, blondyn nie był taki najgorszy. Mógł mnie przecież tam zostawić, ale nie zostawił. Słyszałam o nim trochę, wieczny podrywacz, zmienia laski jak rękawiczki, nie ma uczuć, chamski. Jednak myślę że pod tą lodowatą skórą, jest coś więcej. Wytarłam się w ręcznik i owinęłam się nim. Spojrzałam jeszcze raz na swoje cichy, i pewnie stwierdziłam że nie nadają się do ubrania.
Wychyliłam się zza drzwi.
-Ymm.. Panie Ross.-Zawołałam. Zjawił się po sekundzie.
-Jestem Ross.
-Ym..okej. Więc Ross, masz coś... no wiesz, do ubrania? Moje ciuchy nie nadają się do niczego.- Uśmiechnął się i zniknął na chwilę, jednak po chwili wrócił z koszulą w rękach. Podał mi ją i odszedł. Ubrałam ją szybko. Ubranie sięgało mi do połowy ud, może dlatego że byłam bardzo niska, a on wysoki.
Wyszłam i rozejrzałam się po mieszkaniu. Znalazłam wzrokiem blondyna. Wyjmował apteczkę.
-Opatrzę ci ranę. Usiądź.- Wskazał na krzesło barowe, które stało przy jego mini barze. Oczyścił i opatrzył. - Gotowe. Boli cię jeszcze głowa?
-Tak, trochę.-podał mi pudełko tabletek.
-Połóż się w mojej sypialni, powinnaś odpocząć.
-Pojadę lepiej do.. domu.-Przypomniało mi się że nie mam kluczy.
-Zgubiłaś klucze, prawda?
-Skąd wiesz?
-Sama mi powiedziałaś-Uśmiechnął się lekko.- Idź się połóż.
-No dobrze.
Położyłam się na wielkim wygodnym łóżku, nie minęła minuta, a już odpłynęłam. Nie wiedziałam kiedy ostatnio, tak dobrze spałam.
------------------------------------------------------------------------------------
I oto rozdział !
Powiem szczerze że jestem zadowolona. Pisałam go dosyć sprawnie. Na szczęście już zbliża się koniec roku, więc rozdziały będą częściej.
Piszcie co myślicie, to dla mnie bardzo ważne.
Paaa


4 komentarze:

  1. Rozdział jest genialny ;)
    Bym się śmiała jak Ross znalazłby te klucze :)

    Zapraszam do mnie :
    https://fasionsstyle.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny rozdział!
    Ross jednak potrafi być miły. Ciekawe jak dalej potoczy się jego relacja z Laurą.
    Czekam na next. :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny rozdział!
    Zapowiada się ciekawa znajomość Laury z Rossem!
    Interesująco zaczęłaś, więc czekam na więcej! :)
    Pozdrawiam! :**

    http://nadziejana.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń