czwartek, 25 maja 2017

Rozdział 9

Jeśli jesteś, daj znać w komentarzu!
Całą noc nie spała. Martwiła się o blondyna. Brad wyciągnął ją siłą i tak jak kazał jego przyjaciel zawiózł ją do jego mieszkania. Brunetka nie mogła usiedzieć w miejscu, więc wstała z łóżka i poszła pod prysznic. Zabrała jedną z koszulek Rossa i ją ubrała. Chciała zrobić sobie śniadanie, ale z nerwów nie była w stanie nawet pić.
Chciała zadzwonić do swojej przyjaciółki, ale w tej chwili chłopak wpadł do domu. Laurze polecały łzy kiedy go zobaczyła. Był cały poobijany. Ledwo trzymał się na nogach. Koszulkę miał cała poszarpaną i we krwi, a swoją skórzaną kurtkę trzymał w dłoni. Kiedy spojrzał na dziewczynę, robiąc krok w jej stronę, delikatnie wolną ręką musnął jej policzek a potem złożył delikatny pocałunek na jej ustach.
-Tak bardzo się martwiłam- Powiedziała tak cicho, że ledwo ją usłyszał.
-Nie potrzebnie, jestem cały- Wysilił się na uśmiech.
-Chyba cały poobijany.- Dodała cicho pod nosem. -Proszę skończ z tym.
-Nie mogę.- Odpowiedział po chwili.
-Nie chcesz.
-Uwierz mi, nie mogę z tym skończyć.- Przybliżył się do niej jeszcze bardziej, tak, że teraz stykali się ciałami. Po chwili odsunęła się od niego i odwróciła.
-Dlaczego kazałeś Bradowi przywieźć mnie tutaj?
-Bo chciałem ciebie zobaczyć, w mojej bluzce wyglądasz naprawdę seksowanie. - Puścił mi oczko.
-Tymi tekstami mnie nie przekonasz.- Zaczęła pakować swoje rzeczy. Podszedł do niej, i przytulił ją od tyłu. Objął mocno ją ramionami.
-Zostań proszę.- Zaczął całować ją po szyi.
-Dobrze zostanę, ale idź się umyć, jesteś cały od krwi. Opatrzę cię. - Pocałował ją w policzek i poszedł do łazienki.

Kiedy ją zobaczyłem, świat stanął w miejscu. Jak w tych kiepskich romansidłach. Nie spotkałem jeszcze kogoś takiego, dała mi chęć do życia. Była jak anioł, takich ludzi nie spotyka się często. Anioły spadają z nieba, żeby ratować takich ludzi jak ja. Brunetka mnie uratowała, spadając prosto w moje ramiona.
Krople wody spływały po moim ciele. Pod gorącą cieczą, moje ciało i umysł się rozluźniły jednak ból w klatce piersiowej nie ustępował.
Brunetka siedziała na krańcu kanapy z apteczką na kolanach, tępo wpatrując się w ścianę. Pewnie rozmyślała.
-Nareszcie jesteś. Siadaj.- Wskazała na kanapę, sama się podnosząc i kucając przede mną. Najpierw zaczęła od opatrywania mi twarzy. W jej oczach widziałem przerażenie, musiałem wyglądać fatalnie, nawet nie miałem czasu żeby obejrzeć się w lustrze. Kiedy skończyła, odłożyła apteczkę na miejsce i wróciła do mnie. Wtuliła się w moje ramię. Jej ciepło paliło mi skórę, ale w przyjemny sposób. Chciałem zatrzymać tą chwilę na zawsze.

Wracałem do domu. W drodze pisałem do Rossa czy jeszcze żyje. Po odwiezieniu Laury, wróciłem do blondyna, ale bójka właśnie się skończyła i każdy pojechał w swoją stronę. Nie miałem ochoty na żadną imprezę, więc udałem się do siebie. Przy wejściu do mojego bloku, stało grono jakiś pakierów. Było już ciemno, więc nie mogłem dostrzec ich twarzy, ale kiedy jeden z nich się odezwał, wiedziałem przed kim właśnie stoję.
-Ross całkiem dobrze walczy.- Zaczął, wychodząc na przeciw mnie.- Myślałem jak go skrzywdzić, pobicie go nic nie dało, więc trzeba trafić w jego słaby punkt. Przyjaciół. Miłość czyni nas słabszymi.- Powiedział, i wiedziałem co ma nastąpić po tym. Biegłem ile sił w nogach, ale złapali mnie. Jak to jest stać oko w oko ze śmiercią? Pierwszy cios, a potem kolejne..

Wiedziałem że to nie koniec. Gdzieś w głębi mnie, był strach. Przerażenie. Niech mnie zabiją i zabiorą i torturują ale niech zostawią Brada i Laurę w spokoju. Miłość czyni słabszymi. Gdybym poczekał na Brada, jechał go odwieźć, nie doszłoby do tego. Nie leżałby teraz na tym pieprzonym szpitalnym łóżku i walczył o życie. TO WSZYSTKO MOJA WINA. Opierałem się o szklane drzwi, nie mogąc utrzymać się na nogach, opadłem przy nich i zakryłem twarz dłońmi.
-Nie martw się, wyjdzie z tego, robimy wszystko co w naszej mocy. - Powiedział jego lekarz.
-Jak mam się nie martwić? On zawsze był przy mnie. Ratował mnie, oddał mmi nawet swój prezent urodzinowy. bo w moje urodziny nikt nawet nie złożył mi życzeń. Wstawał w nocy, kiedy dzwoniłem do niego, bo nie wiedziałem gdzie jestem. Zawsze przy mnie był, a ja nie mogłem być przy nim wtedy, kiedy za moje winy on dostał. To ja powinienem tutaj leżeć, nie on, ani ktoś inny. Kocham go, jest dla mnie jak brat, jest moją jedyną rodziną.
-Powiedz mu to, podobno ludzie w śpiączce nas słyszą.- Uśmiechnął się i odszedł.
Nie wierzyłem w to, ale nic innego mi nie zostało. Usiałem koło jego łóżka i zacząłem mówić.
-Błagam nie zostawiaj mnie. Jesteś dla mnie jedyną rodziną.- Usłyszałem tylko głośny dźwięk. Na monitorze pojawiła się tylko długa kreska. Do oczu napłynęły mi łzy.
-Nie, nie, nie! - Upadłem na kolana, nawet nie zauważyłem jak grupa lekarzy i pielęgniarek wleciała do sali.
Zabiłem najlepszego przyjaciela. Jeśli ty umrzesz, ja też.
Chwyciłem coś ostrego ze stolika i wbiłem sobie w pierś, nawet nie poczułem bólu, ten w sercu był gorszy.


piątek, 14 kwietnia 2017

Rozdział 8

Jeśli ktoś tu jest, dajcie znać!
Powinienem za nią biec, ale nie mogłem ruszyć się z miejsca. Po raz pierwszy w życiu poczułem przerażający ból w sercu, jakby narząd miał zaraz eksplodować wewnątrz mojego ciała, ale na zewnątrz pozostał bym taki sam. Tak sam straszny ja. Do mojej głowy automatycznie wróciły wspomnienia sprzed dziewięciu lat:
Była ciemna, zimna i ponura noc. Księżyc oświetlał drogę po której szedł blondyn ze spuszczoną głową, na której swobodnie leżał kaptur od czarnej bluzy chłopaka. Jego ręce były całe we krwi, pod oczami znajdowały się sińce, a brzuch był cały w fioletowych punktach od uderzeń w niego butami. Bał się wracać do domu, chociaż wiedział że i tak będzie musiał tam wrócić. Nie chciał spotkać chłopaka swojej matki, który potrafił tylko bić. Tęsknił za Ojcem. Wiedział że gdyby tu był, obroniłby go, nawet wtedy kiedy sam by dostał, a następnego dnia musiałby wstać do pracy na budowie. Ojciec był jego wzorem do naśladowania, już od małego patrzył na niego, jak na super bohatera.
I wtedy na drodze pojawiła się dziewczyna, bardzo podobna do Laury, wręcz identyczna. Tak samo piękna, z tą samą idealną figurą.
Gdyby wiedziała że to nie pierwsze nasze spotkanie. Gdyby przypomniała sobie jakiego mnie poznała, gdy byłem dobry, kiedy moje życie nie było tak potworne jak teraz. Kiedy wokół mnie były potwory, a nie byłem nim ja.

Nie mogła pohamować łez, sama nie wiedziała dlaczego tak bardzo cierpiała. Przecież w jej życiu było tyle ludzi, którzy się od niej odwrócili. Dlaczego nie mogła tak jak wtedy po prostu podnieść głowę i iść dalej? Wiedziała że stał się dla niej kimś, kim taci ludzie nie byli dla niej. Człowiekiem, którego kochała.
Nie wiedziała dokąd się kieruje, dopóki nie znalazła się przy bramce do domu jej przyjaciółki. Raini. Zapukała lekko do drzwi i czekała aż ktoś wyjrzy przez nie.
-O hej...Laura, co się stało?- Jej przyjaciółka wpatrywała się w nią ze współczuciem i smutkiem. Była typem człowieka, który czuł się źle, jeśli komuś się coś działo.
-Mogę wejść? - Spojrzała na nią, zapłakanymi oczami. Czarnowłosa od razu otworzyła szerzej drzwi i kazała Laurze iść do jej pokoju, a sama skierowała się do kuchni po napoje i paczkę lodów oraz chusteczek.
-Trzymaj- Podała jej chusteczki i lody, a napój położyła na stoliku nocnym.- A teraz opowiadaj co się stało.- Usiadła na przeciwko niej. Zawsze kiedy chciały szczerze pogadać, siadały na miękkim dywanie koło łóżka.
Brunetka odpowiedziała jej o wczorajszym dniu i o dzisiejszym spotkaniu z blondynem i jego kumplem.
- Czyli Ross wyjeżdża?- Spytała Raini, chcąc się upewnić czy dobrze zrozumiała, ponieważ trudno było zrozumieć Laurę przez ciągłe pociąganie nosem i płakanie.
-Tak... Pewnie nawet bym się nie dowiedziała, gdyby nie jego kumpel.
-A może to jeszcze nie jest pewne co do wyjazdu.- Posunęła. - Powinnaś z nim pogadać. Może wyjeżdża na miesiąc czy dwa odwiedzić swoją rodzinę.
-Ale ja jestem głupia.- Zakryła sobie rękoma twarz i zaczęła głośniej pociągać nosem.- Nawet nie dałam mu nic powiedzieć.
-Zadzwoń do niego i pogadaj.

Zbliżał się już wieczór, blondyn szykował się na wyścig. Miał z tym skończyć, tak jak obiecał, ale nie mógł sobie odpuścić. Nie dzisiaj. Miał się ścigać z synem chłopaka jego prawdziwej matki. Miał się odegrać za te wszystkie lata, kiedy leżał w koncie a oni traktowali go jak worek treningowy. Założył swoją skórzaną kurtkę, której już dawno na sobie nie miał. Była przeznaczona tylko do wyścigów. Obejrzał się w lustrze, lekko poprawił włosy, przeczesując je ręką i poszedł do garażu. Zabrał kluczyki do swojego Audi R8 i wyjechał nim z garażu. Jechał szybko. Nie włączył nawet muzyki, bo wiedział że teraz tylko by go zdenerwowała. Przed oczami miał tylko ciągle obraz brunetki, nie mógł pozbyć się jej z głowy, zaciskając mocniej pięści na kierownicy, dodał gazu.

Próbowała się z nim skontaktować, jednak nie odbierał. Dzwoniła nawet do biura, ale odezwała się poczta głosowa. Przypomniała sobie, że zabrała numer od jego przyjaciela-Brada. Wyszukała go szybko w kontaktach i nacisnęła słuchawkę.
-Halo?- Odezwał się głos po drugiej stronie.
-Cześć, tu Laura. Wiesz może gdzie jest Ross? Nie odbiera telefonu.- Wyjaśniła szybko, po co do niego dzwoni.
-Dobrze że dzwonisz- Powiedział z ulgą w głosie.- Musisz mi pomóc, chodzi o Rossa.
-Coś się stało?- Brunetka aż wstała z kanapy, na której właśnie siedziała.
-Nigdzie nie ma jego kurtki, którą zawsze zabierał na wyścigi, ale jego nowego auta. Myślę że wiem, gdzie on jest.
-Jakie wyścigi, o czym ty mówisz?- Spytała zdziwiona.
-To ty nic nie wiesz?-Spytał niedowierzając. Blondyn zawsze opowiadał o swoich udziałach w wyścigach. Laski na to leciały.- Ross brał kiedyś udział w wyścigach samochodowych, bawił się w Toretta. (Szybcy i wściekli, jakby ktoś nie wiedział :D) Ale już od długiego czasu nie jeździł, musiało się coś stać. I obydwoje wiemy co.
Laura wiedziała że to prze nią, Ross teraz jedzie na wyścigi.
-Słuchaj ma tam być syn chłopaka jego matki, który w dzieciństwie uważał Rossa za worek treningowy. Chce się zemścić, a prawda jest taka że jedzie na misję samobójczą.
Laurze o mało nie wypadł telefon z ręki, bała się o blondyna, tak cholernie się o niego bała.
-Jadę żeby wybić mu ten pomysł z głowy, jedziesz ze mną?- Zapytał po chwili.
-Gdzie mam czekać?- Brunetka wiedziała że nie przekona go, żeby nie brał udziału w wyścigach, ale nie chciała zostawiać go sama, chciała być przy nim, gdy spotyka się z człowiekiem, który zepsuł mu życie.

Jechali najszybciej jak się dało, całą drogę nie odzywali się do siebie. Kiedy byli już na miejscu, brunetka zobaczyła wielki plac, na którym stało wiele drogich aut a obok nich krążyło pełno ludzi. Widziała że ludzie trzymają zapalone pochodnie, co dodawało straszniejszego klimatu. Nie znała swojego kraju od tej strony, to był widok jak w filmach. Odnaleźli auto blondyna, dziewczyna wybiegła szybko z auta jego kolegi. Zauważyła Rossa, i przeraziła się na jego widok. Wyglądał na zmęczonego. Miał podkrążone oczy.
-Ross..- Powiedziała cicho i podeszła do niego bliżej.
-Co ty tutaj robisz? Nie powinno cię tu być. Tutaj jest niebezpiecznie.- Powiedział bardzo cicho, ale ostrym tonem. Jednak brunetka czuła w jego głosie, że martwił się o nią i bał.
-Brad opowiedział mi co się stało. Ross... czemu mi nie powiedziałeś?
-Nie powinnaś o tym wiedzieć, ani nie powinno cię tu być. Nie powinnaś mnie znać, jestem potworem.- Jego wyraz twarzy był smutny.
-Nie jesteś potworem. Ludzie którzy cię otaczali, nimi byli.- Dotknęła lekko jego ręki.
-Stałem się taki jak oni.- Chciał cofnąć rękę, ale nie mógł się ruszyć.
-W takim razie zakochałam się w potworze i zostanę przy nim, chociaż by tego nie chciał.- Jej słowa, działy na niego jak najwyższe dobro. Spojrzał na nią i przybliżając się do niej, złożył na jej ustach pocałunek. Nie był to zwykły pocałunek. Było w nim tyle pasji, tyle uczucia i emocji. Pragnął żeby już nigdy od niego nie odeszła. Pragnął mieć ją przy sobie.
-Proszę, proszę. Kogo moje oczy widzą.- Zaśmiał się ktoś z tyłu pleców Rossa. Wiedział kto to, zapamiętał ten głos.
-Nie ważne co by się działo, trzymaj się z tyłu mnie, a w najgorszym wypadku, uciekaj.- Powiedział cicho do Laury i trzymając jej rękę, odwrócił się.
-Czyżbyś postanowił się zemścić?- Ponownie usłyszał ten śmiech.
-"Pamiętaj: Najlepszą zemstą, jest zemsta"- Odpowiedział blondyn cytując.
-Czyli jednak. Pokaż po co przyszedłeś.- Ustawił się w pozycji bokserskiej.- Bo chyba nie po to żebym przeleciał ci dziewczynę?- Zaśmiał się, kiedy zauważył że blondyn nie ma zamiaru się bić.
Ross wyciągnął ręce przed siebie.
-Ross, nie daj się sprowokować. Proszę.- Powiedziała błagalnie Laura.
-Uciekaj, proszę.- Odpowiedział jej szybko blondyn i ruszył na przeciwnika.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wreszcie jest!
Życzę wam Wesołych Świąt Wielkanocnych! :**


poniedziałek, 13 lutego 2017

Rozdział 7

Obudził się koło brunetki, przylegała do niego całym ciałem, jakby bała się że jej ucieknie. Jakby bała się że już więcej go nie zobaczy. Byli dla siebie jak dwie obce planety, które postanowiły złączyć się w jedno. Nieoczekiwanie stali się jednością.
Brunetka była tylko w samej bieliźnie, więc blondyn mógł podziwiać jej piękne nagie ciało. Doskonałe. Idealne. Piękne. Poruszył się delikatnie, żeby nie obudzić dziewczyny, wyślizgując się z jej objęć, zabierając swoje ubrania, ruszył w stronę drzwi sypialni. Skierował się do łazienki. Musiał się otrząsnąć. Zdął bokserki które miał tylko na sobie i wszedł pod prysznic. Ustawił na zimną wodę. Przez jego ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Jednak nie zmienił temperatury cieczy.
Ubrał się i przeczesał dłonią włosy. Oparł się o umywalkę i zastanawiał się co zrobić. Nie chce jej zostawiać. Nie teraz, ale wiedział że tak będzie dla niej najlepiej. Nie jest odpowiednim chłopakiem dla niej.

*Rozmowa telefoniczna*
-Załatw mi bilet do Bostonu.-Rozkazał blondyn.
-Znowu wyjeżdżamy?-Brad znał ten ton głosu Rossa.
-JA wyjeżdżam-Podkreślił pierwsze słowo. Nie mógł znowu kazać mu jechać z nim.
-Jak to ty? Sam?-Zapytał zdziwiony Brad.
-Sam.
-Co się z tobą dzieje? Nie odzywasz się do mnie parę dni, ciągle chodzisz jak naćpany, a teraz mówisz mi że wyjeżdżasz do Bostonu?-Wyliczał na palcach brunet.
-Nic się nie dzieje. Nie pierwszy raz wyjeżdżam.
-To o nią chodzi prawda? Laurę, tak?-Rossa serce przyśpieszyło.-Pierwsza lepsza dziewczyna, stary.
-To nie jest zwykła pierwsza lepsza dziewczyna!-Wkurzył się blondyn.
-Oho. Za 15 minut w naszym barze.-Rozkazał mu Brad i rozłączył się szybko.

Ross wszedł do sypialni. Trzymając w ręku bluzę, ścisnął ją jak najmocniej. Bał się że nie da razy od niej odejść.  Nie chciał jej zostawiać. Pragnął jej, jak żadnej innej dziewczyny. Podszedł do śpiącej dziewczyny, pocałował ją w czoło i okrył swoją bluzą. Nie chciał ruszać kołdry, bo wiedział że mogła się obudzić. Spojrzał ostatni raz na brunetkę i wyszedł.

Dobrze znałem to miejsce, właściwie jak własną kieszeń. Zawsze przychodziliśmy tu z Bradem, nawet jak byliśmy przejazdem. Uwielbiałem je za ciemny nastrój jaki tu panował. Czerń, i tylko czerń. Spojrzałem w głąb baru. W prawym roku na kanapie siedział Bradley.
-Nareszcie jesteś, ile można czekać-Udał oburzonego.
-Sam przed chwilą przyjechałeś-Powiedziałem obojętnie, opierając się łokciami o blat stołu.
-To powiedź o co chodzi, aż tak ona ci się podoba?-Spytał poważnie, inaczej mówiąc, nie w jego stylu.- Bo przecież chyba się nie zakochałeś, nie?-Wybuchnął śmiechem. No i koniec powagi Brada.
Spojrzałem tylko na niego, za chwilę znowu biorąc głowę na dół. Nie wiedziałem co czułem. Sam sobie jeszcze tego do końca nie poskładałem w całość.
-No nie wierzę!-Brunet aż wstał, ale potem znowu opadł na sofę.-Zakochałeś się! Ross Lynch się zakochał!-Krzyknął z wielkim bananem na twarzy.
-Zamknij się, debilu-Powiedziałem przez zęby. -Sam nie wiem co czuję.
-To ty coś czujesz?-Wyszczerzył oczy.-Chory jesteś czy co? Bo wiesz znam takiego fajnego lekarza...-
-Proszę cię, zamknij się.-Powiedziałem z litością, tym samym przerywając mu w połowie zdania.
-To może jednak... Wiesz mogę załatwić ci ten numer do lekarza.-Spojrzałem na niego takim wzrokiem że już się nie odezwał.
I właśnie za to go kochałem, jako brata oczywiście. Chociaż sprawa była poważna, on obracał to w żart.

Otworzyłam lekko jedno oko, a potem drugie. Znowu zapomniałam zasłonić rolet. Przetarłam oczy i zobaczyłam że jestem przykryta bluzą. Męską bluzą. I wtedy wszystko sobie przypomniałam. Zasnęliśmy razem z Rossem. Po... najpiękniejszym wieczorze mojego życia. Usiadłam na rogu łóżka, i rozejrzałam się po pokoju. Może on jeszcze tutaj jest. Przejrzałam całe mieszkanie, ale go nie było. Wróciłam do pokoju i zaczęłam szukać jakiejś kartki, wiadomości od niego, jednak nic nie znalazłam. Zrobiło mi się przykro...Może mu nie było dobrze.
Nie chciałam dalej o tym myśleć, więc zabierając ze sobą rzeczy skierowałam się do łazienki, żeby wykonać wszystkie poranne czynności. Byłam strasznie głodna, więc zajrzałam do lodówki, jednak nic w niej nie zastałam.
-Muszę iść na zakupy-Powiedziałam sama do siebie. Wzięłam tylko kluczę i telefon i wyszłam.
Idąc do sklepu przez park, wleciałam na kogoś.
-Wy naprawdę na siebie lecicie-Zaśmiał się głośno Brad.
-H-hej-Zająkał się Ross. Nie odpowiedziałam mu, tylko spojrzałam mu głęboko w oczy.
-To może wy sobie pogadajcie, o pogodzie albo o wyjeździe Rossa.-Powiedział Brad, na ostatnie słowa zakrył sobie buzię. Blondyn spojrzał na niego, jakby chciał go zabić.
-Wyjeżdżasz?-Łzy wpłynęły mi do oczu, aż zakręciło mi się w głowie.
-Wszystko okej?-Ross przytrzymał mnie za łokieć, ale szybko wyrwałam moją rękę z jego dłoni.
-Tak, oprócz tego że przeleciał mnie dzisiaj chłopak, prędzej udając zakochanego, a potem po udanym seksie, wyszedł nawet nie zostawiając głupiej kartki.-Po policzku spłynęła mi jedna łza.
-No stary, teraz to przegiąłeś-Skomentował Brad.
-Przeleciałeś mnie, wykonałeś swój plan, więc teraz możesz mnie już zostawić w spokoju.-Nie mogłam powstrzymać łez. -Pa, Ross.

-----------------------------------------------------------------------------------
Tak, tak. Jeszcze żyję. Przepraszam że odzywam się dopiero teraz, ale nauczyciele ciągle dają w kość.
Mam nadzieję że nadal tu jesteście.

-T





niedziela, 4 grudnia 2016

Rozdział 6

Coraz większymi krokami zbliżała się godzina randki. Brunetka stała przed szafą i tylko wyrzucała kolejne rzeczy. Totalnie nie wiedziała co na siebie założyć. Ubrać się elegancko czy raczej luźnie? Przecież mieli iść do wesołego miasteczka. Postanowiła jednak iść najpierw się wykąpać. Zdjęła z siebie ubrania i weszła pod prysznic. Na ciało nałożyła kremowy żel, a na włosy swój ulubiony szampon o zapachu truskawek. Ciecz spływająca po jej malutkim ciele, sprawiła że trochę się odprężyła. Wychodząc zawinęła się w ręcznik i zaczęła suszyć włosy. Podkręciła je trochę lokówką, prędzej nakładając odżywkę w piance. Nałożyła na całe ciało balsam, a następnie ubrała czarną koronkową bieliznę. Usiadła przed toaletką i wyjęła z szufladki wszystkie swoje kosmetyki. Nigdy nie była jedną z tych dziewczyn które nakładały dużo makijażu. Nałożyła podkład oraz puder i podkręciła rzęsy. Na usta nałożyła tylko bezbarwną pomadkę. W czasie malowania, zastanawiała się co na siebie założyć i wpadła na jeden pomysł. Postanowiła ubrać to:


Ubrała się szybko i spojrzała na siebie w lustrze. Wyglądała dobrze, tylko czy nie powinna się ubrać bardziej ładniej? W końcu miała iść na randkę z Rossem Lynchem. Zawsze ubierał się schludnie. Czy nie będzie przy nim wyglądała źle?
Pobiegła szybko do siostry.
-Mogę tak iść?-Obróciła się wokół własnej osi, na koniec wyciągając ręce, jakby chciała utrzymać równowagę.
-Wyglądasz pięknie-Powiedziała Vanessa, która właśnie karmiła swoje dziecko.
-Ale czy no wiesz... Nie za luźnie?
-Gdzie idziecie?-Położyła małego do łóżeczka.
-Do wesołego miasteczka- Usiadła na rogu łóżka starszej siostry.
-To naprawdę dobry strój na taką okazję.
-Myślisz że będę wyglądać przy nim dobrze, no wiesz... On jest taki elegancki.-Rozmarzyła się.- W sensie ma taki elegancki styl-Dodała szybko.-Pójdę już.Pa- Wybiegła szybko zawstydzona z pokoju siostry i udała się do salonu.
-Miłej randki!-Zdążyła jeszcze usłyszeć głos swojej siostry.
Usiadła na kanapie i schowała twarz w dłoniach. Nie mogła dopuścić do jakichkolwiek uczuć do niego. Znała go bardzo dobrze i wiedziała jaki jest. Pewny siebie, zmienia dziewczyny jak rękawiczki. Chodził tylko z modelkami, nie spojrzałby na taką dziewczynę jak ona. Z przemyśleń wyrywał ją głośny dźwięk dzwonka drzwi. Podbiegła szybko do nich i otworzyła, a w progu drzwiach pojawił się dobrze jej znany blondyn. Był ubrany luźno i elegancko zarazem. Miał czarne spodnie, białą jak śnieg koszulkę i czarną marynarkę. W ręku trzymał bukiet czerwonych róż. Pewnie wydał majątek.
-To dla ciebie.- Podał jej bukiet.
-Dziękuje- Przejrzała go wzrokiem, przegrywając lekko dolną wargę, na co on cicho się zaśmiał.- Wejdź, wstawię kwiaty do wazonu.

Szykował się już od rana, wylał na siebie chyba tonę perfum. Układał włosy paręnaście razy. Coraz bardziej ten dzień był dla niego ważny, brunetka była coraz bardziej dla niego ważna, jednak nie chciał tej myśli do siebie dopuścić. Kiedy stanął przy drzwiach brunetki i ujrzał ją, piękną, nie liczyło się dla niego nic innego. Taka mała istotka a tak bardzo wywróciła jego świat. Przegryzła wargę po tym jak przejrzała go wzrokiem, gdyby się nie odezwała już dawno wbił by się w jej usta.
-Dziękuje-Usłyszał jej piękny, melodyjny głos, serce o mało nie wypadło mu z piersi.
-To co jedziemy?-Nie zdążył się zorientować, a była już koło niego.
-Tak jasne.- Przepuścił ją w drzwiach, a wsiadając do auta, otworzył jej drzwi.

-Idziemy na domu strachu?-Krzyknąłem z entuzjazmem.
-Yy... Bo wiesz.-Spuściła głowę.
-Możesz mnie trzymać z rękę, jeśli się boisz.-Powiedziałem, a potem spaliłem się ze wstydu, co właśnie jej powiedziałem, aż nagle poczułem jak splata nasze dłonie. Miała taką drobną dłoń, że przez cały czas bałem się że zrobię jej krzywdę. Przez całą drogę w domu strachu, nie mogłem oderwać od niej oczu. Była taka piękna. Kiedy wyjechaliśmy z nawiedzonego domu, pociągnęła mnie do stoisk z różnymi grami.
-Wygraj dla mnie tego misia!-Krzyknęła jak małe dziecko, zaśmiałem się, ale postanowiłem zrobić to dla niej. Po dłuższej chwili udało mi się w końcu wygrać.
-Wydałeś prawie całe swoje pieniądze-Śmieliśmy się w drodze do małej kawiarni. Było już późno, musieliśmy coś zjeść.
-Widziałaś minę tej babci, chciała już zabrać tego misia z lady i mi go dać, żebym sobie tylko poszedł-Oboje złapaliśmy się za brzuchy. Naprawdę bolały nas już od śmiechu.
Usiedliśmy przy dwuosobowym stoliku i zamówiliśmy ciasto oraz herbaty.
-Naprawdę dobrze się dzisiaj bawiłam.
-Cieszę się, może pójdziemy jeszcze na plażę?
-Jasne- Uśmiechnęła się.
Weszliśmy na plaże, wiał lekki ale zimny wiatr, widząc że Laurze jest zimno, dałem jej moją marynarkę. Przystanęliśmy, obróciłem ją twarzą do mnie. Było już ciemno, jedyne światło dawał księżyc.
-Wydaje się być większy niż zawsze-Skomentowała, i przegryzła wargę.

Ross nie mógł już wytrzymać. Wbił się jej w usta, a ona oddała pocałunek. Są jak dwa magnesy, które przyciągają się do siebie nawzajem. Blondyn pragnął ją jak żadnej innej dziewczyny na świecie. Od kiedy ją poznał, zmienił się. Jego mur który budował przez tyle lat, zdołała zburzyć. Sam nie wiedział co ona z nim robi, jak na niego działa. Już nie grawitacja trzymała go na ziemi, tylko ona. Ta mała, drobna dziewczyna.
-Chyba cię kocham.-Powiedziała cicho.
---------------------------------------------------------------------------------

Od razu was przepraszam. I dziękuje za TYLE KOMENTARZY! Jesteście kochani.

                                                                                                 










wtorek, 1 listopada 2016

Rozdział 5

Był w firmie jako pierwszy. Chociaż była dopiero szósta rano. W całym budynku panowała ciemność, tylko w jego biurze świeciła się lampka, a on siedział pochylony przy biurku. Nie wiedział co się z nim dzieje, czy mógł znowu pozwolić na jakiekolwiek uczucia? Nie, to nie było do jego przyjęcia. Żeby zapomnieć, rzucił się w wir pracy. Pracował przez półtora godziny, aż ktoś wparował do jego biura.
-Siema Ross!-Do pomieszczenia wbiegł Brad. Nigdy nie pukał gdy wchodził do biura przyjaciela.
-Nauczysz się kiedyś pukać?-Zapytał chamsko blondwłosy.
-Zły dzień?-Brunet rozsiadł się wygodnie na fotelu przy biurku. -Wiem jak ci pomóc, ty, ja, bar i gorące dziewczyny. Co ty na to?
-Mam dużo pra...-Rossowi nie było dane dokończyć zdania.
-Ross Lynch nie chce zaliczyć jakieś laski, co się z tobą dzieje?-Przyjaciel spoważniał. Ross nigdy sobie nie odmawiał wyjścia do baru.
-O szóstej będę u ciebie. -Nie chcąc wyjaśniać tego co się z nim dzieje, postanowił zgodzić się na propozycję kumpla.
-I to jest właśnie znany mi Ross-Brad poklepał przyjaciela po plecach i przybił mu "żółwika".
Ktoś lekko zapukał do drzwi. Chłopacy odwrócili się w ich stronę.
-Hej, mogę?- W drzwiach pojawiła się Laura. Serce Rossa przyśpieszyło. Ledwo łapał oddech.
-Hej, wejdź, ja już lecę-Odpowiedział brunet.-Do później, Ross.-Wyszedł z pomieszczenia, uśmiechając się do Laury.
-Jutro idziemy na randkę.-Powiedział blondyn bez większych emocji, chociaż w środku od dawna nie rządziły nim tak jakiekolwiek uczucia.-Możesz wybrać miejsce.-Dodał, nie odrywając wzroku od wypisywania papierów.
-Emm może wesołe miasteczko? Nigdy nie byłam.-Skomentowała, lekko skrępowana i usiadła przy swoim biurku, które znajdowało się na przeciwko miejsca pracy blondyna. 
-Myślałem raczej o jakiejś restauracji, ale skoro chcesz iść do wesołego miasteczka, nie ma sprawy.-Spojrzał na brunetkę, ale od razu odwrócił wzrok. 

Nie spodziewałem się że wybierze takie miejsce, na randkę. Myślałem że raczej będzie wyciągała ode mnie jakieś pieniądze, tak jak robi to większość dziewczyn. Jednak trochę się co do niej pomyliłem. 
-Co chcesz dostać?-Spytałem, wstając i podchodząc do drukarki, w celu wydrukowania papierów. 
-Słucham?-Czułem na sobie jej wzrok, ale nie byłem wstanie na nią spojrzeć, nie chciałem spotkania z jej oczami. 
-Biżuteria, jakaś markowa torebka?-Zazwyczaj o to dziewczyny prosiły.
-Róża wystarczy.-Czułem że się uśmiecha. Ten jej piękny uśmiech, aż od razu podniosły mi się kąciki ust ku górze. Przestań Ross-Skarciła mnie moja podświadomość. Potrząsnąłem lekko głową, jakbym chciał wyrzucić z niej obrazek brunetki.
-Przyjadę po ciebie jutro o dwudziestej. Pasuje?-
-Pasuje.-Odpowiedziała.

-Ross jesteś gotowy?-Do mojego biura wszedł Brad, a raczej wpadł.
-Zaraz przyjdę, poczekaj na mnie.-Wstałem z miejsca i ubrałem marynarkę, która cały czas leżała na fotelu, koło wielkich okien. Było z nich widać całe miasto. -Za to że zostałaś ze mną dłużej, dostaniesz pieniądze za nadgodziny.-Skierowałem słowa do siedzącej brunetki.
-Jasne.-Uśmiechnęła się lekko i również zaczęła się ubierać.
Razem wyszliśmy z biura. Zamknąłem drzwi na klucz, a potem oddałem je sekretarce Angie, wysokiej starszej od nas blondynce. Pracowała tutaj już od dawna, a właściwie od pierwszych dni pracy firmy. Wychodząc z firmy, brunetka cały czas podążała obok mnie. Gdy złapałem już klamkę drzwi, zatrzymała się.
-Ross...-Powiedziała bardzo cicho.
-Tak?-Odwróciłem się w jej stronę. Dopiero teraz dobrze się jej przyjrzałem, miała podkrążone oczy, a koło lewego oka widniał mały siniec. Cofnąłem rękę, którą trzymałem na klamce i złapałem dziewczynę za podbródek. -Kto ci to zrobił?-Spytałem wściekły.
-Ja...Przewróciłam się. -Odwróciła szybko wzrok i wyszła z firmy. Ruszyłem za nią.
-Laura, poczekaj!-Zagrodziłem jej drogę.-Pytam się kto ci to zrobił, i oczekuje prawdziwej odpowiedzi.
-A od kiedy się mną przejmujesz? To nie twój interes.-Powiedziała bardzo cicho, ale usłyszałem to bardzo wyraźnie.
-Od kiedy zgodziłaś się dla mnie pracować, to mój interes.-Powiedziałem po dłuższym czasie, nie mając dobrego wyjaśnienia. Nie mogłem powiedzieć prawdy, bo sam do końca jej nie znałem.
-Odwal się.-Powiedziała dostatecznie głośno i jasno, a zaraz po tym uciekła. Gotowało się we mnie, jakbym właśnie wypił lawę (mądra ja^-^~Od.Aut). Stałem chwilę w tym samym miejscu, nie wiedząc co robić. Biec za nią, czy dać sobie spokój?. Zaraz przypomniałem sobie że byłem umówiony z Bradem. Ruszyłem do czarnego audi TT, jednego z mojej kolekcji aut. Brad siedział już po stronie pasażera, grając na telefonie. Usiadłem po drugiej stronie.
-A ty skąd masz moje kluczyki?-Spojrzałem na przyjaciela, który zawiesił sobie na palcu kółko od kluczy, do mojego auta.
-Ciebie nawet niewidomy by okradł.-Wybuchł śmiechem, a ja spojrzałem na niego wzrokiem mordercy, z czego nic sobie nie zrobił, tylko dalej wrócił do grania na smartfonie.
Odpaliłem auto i ruszyłem w kierunku znanego mi dobrze baru. Był on oddalony od firmy jakieś 15 kilometrów. Gdy byliśmy już na miejscu, zobaczyliśmy wielki czarny budynek. Na parterze znajdował się cały bar, a na piętrze mały hotel.
Wchodząc do pomieszczenia poczuliśmy charakterystyczny zapach, połączenie piwa, wódki i starego jedzenia. Usiedliśmy na końcu baru.

Tak bardzo chciałabym zostać w domu i po prostu więcej tam nie iść, ale nie było to możliwe. Musiałam spłacić długi Vanessy, żeby mieć już spokój. Jedna praca nie wystarczała więc wzięłam nocne zmiany w barze. Wzięłam zimny prysznic, nie starczyło mi na opłacenie ciepłej wody, więc mieliśmy tylko zimną. Ubrałam się w skąpy strój kelnerki, pierwszy punkt za co nienawidziłam tej pracy, i związałam włosy w średniego kucyka. Na twarz nałożyłam lekki makijaż i ruszyłam do wyjścia. Bałam się każdego dnia w tej pracy. Ostatnio musiałam uczestniczyć w bójce. Facet chciał wykorzystać moją koleżankę, najgorszy dzień mojego życia. Czym ja sobie na to zasłużyłam?
Kiedy była już na miejscu, poczułam charakterystyczny zapach piwa, wódki i starego jedzenia. Skierowałam się za bar i przywitałam się z moją dobrą koleżanką Emily. Dzięki niej miałam jeszcze siłę tutaj przychodzić.
-Cześć kochanie-Przywitała mnie swoim słodkim głosem. Była wyższa ode mnie i parę lat starsza. Jej uroda nie miała porównania do żadnej modelki, długie nogi i blond włosy dopełniały jej wygląd.
-Cześć-Odpowiedziałam lekko się uśmiechając. Zabrałam tacę i notes, i zabrałam się za zbieranie zamówień.

Razem z Bradem dobrze się bawiliśmy, piliśmy już drugie piwo, więc rozmowa szła coraz lepiej. Dosiadły się do nas dwie dziewczyny, jedna niskiego wzrostu czarnowłosa, a druga, siedząca koło mnie, wysoka blondynka o figurze modelki. Oby dwie były ubrane bardzo wyzywająco, i oby dwie chciały tylko jednego i po to zasiadły koło nas. Zanim zdążyłem zauważyć mój kumpel podążał już na górę z dziewczyną. Dzięki Brad-pomyślałem. Blondynka jeździła mi palcem po udzie, aż w końcu rzuciła się na mnie i zaczęła mnie całować. Nie odmawiałem. Złapała mnie za rękę i prowadziła ku schodom.
Znaleźliśmy się w pokoju, rzuciłem ją na łóżko i zdjąłem szybko koszulkę, dziewczyna usiadła na mnie okrakiem i zaczęła odpinać mi guziki w spodniach. Zatrzymałem ją, i zrzuciłem z siebie. Nie mogłem tego zrobić. Nie chciałem, sam nie wiedząc dlaczego. Ubrałem koszulkę i szybko rzuciłem się do wyjścia. Trzymając bluzę w ręku, skierowałem się szybko do wyjścia. Usłyszałem ją. Odwróciłem się w stronę skąd słyszałem jej głos. Jakiś koleś dobierał się do niej. Rzuciłem się na niego.

Zamknęłam oczy, bo wiedziałam że już nic mnie nie uratuje. Słona ciecz spływała mi po policzkach. Bałam się, tak cholernie się bałam. Nie chciałam tego. Czemu w ogóle zgodziłam się na tą pracę, nie wystarczył mi pierwszy raz?
Czekałam na ostateczność, ale nagle poczułam że obcy facet już się o mnie nie opiera, nie przygniata mnie do ściany. Otworzyłam lekko oczy i zobaczyłam go. Rossa. Był cały we krwi, bił się. Ratuje mnie.
Zadał ostatni cios, a pijany facet padł na ziemię. Spojrzał się na mnie i szybko podbiegł łapiąc mnie za rękę, wyprowadził z baru.
-Nic ci nie jest? Co tu w ogóle robisz?-Trzymał mnie za ramiona i nie pozwalał mi upaść.
-Pracuje-Nie mogłam powstrzymywać się od płaczu i wybuchłam głośno, dusząc się powietrzem.
-Jestem już, nic ci nie grozi.-Przysunął mnie do swojej piersi, kładąc mi swój podbródek na mojej głowie. -Już dobrze, pojedziesz do mnie.-Założył mi na ramię swoją bluzę i otworzył mi drzwiczki auta. Wsiadłam bez zastanowienia. Usiadł po stronie kierowcy i ruszył.
Nie jechaliśmy długo. Zatrzymał się przed wysokim wieżowcem, i pomógł mi wysiąść. Weszliśmy do budynku, cały czas trzymał mnie za rękę.

Weszliśmy do mojego mieszkania. Podałem brunetce ręcznik, moją koszulkę i kazałem iść się wykąpać. Sam zabrałem bieliznę i dresowe spodnie i skierowałem się do drugiej łazienki. Spojrzałem na siebie w lustrze i dopiero teraz zobaczyłem jak wyglądam. Twarz i ciuchy były całe we krwi. Wszedłem szybko pod prysznic i umyłem się z całej krwi. Wytarłem się ręcznikiem, lekko sycząc z bólu. Ubrałem bieliznę i dresy. Skierowałem się do kuchni i zrobiłem mi i brunetce ciepłą herbatę.
-Dziękuje-Poczułem na sobie wzrok brunetki i szybko się obróciłem.
-Nie ma za co-Uśmiechnąłem się.
-Boże Ross!- Dziewczyna spojrzała się na moje rany i zakryła sobie ręką usta. Nie powiem, wyglądała seksowanie w mojej koszulce, która sięgała jej do połowy ud.
-Nic mi nie jest, to tylko trochę krwi-Skomentowałem, nie odrywając od niej wzroku. Jest naprawdę piękna. Przestań Ross.
-Daj apteczkę, opatrzę cię.-Bez sprzeciwu podałem dziewczynie apteczkę i razem skierowaliśmy się do salonu. Usiadłem na kanapie, a ona stanęła przede mną na kolanach i opatrywała mi rany.
-To on ci to zrobił?-Skierowałem swój wzrok na siniaka pod okiem Laury.
-Nie on, ale jego jakiś kumpel. To byłą moja wina. Broniłam mojej koleżanki i za to oberwałam.-
-To nie była twoja wina, jutro tam wrócę i dowalę im jeszcze raz.-Dodałem
-Od kiedy jesteś taki bohaterski?-Spytała.
-Od kiedy poznałem pewną piękną brunetkę.-Uśmiechnąłem się łobuzersko.
----------------------------------------------------------------------------------
Tak, tak. Nareszcie jest. Tym razem jest trochę dłuższy.
Mam nadzieję że ktoś tutaj jeszcze jest.
Dajcie znać!
Paaa :*




środa, 28 września 2016

Rozdział 4

-Przepraszam ja...ja..-Nie mogłem złożyć zdania w całość. Byłem tak zdenerwowany że serce o mało mi nie podeszło do gardło, a ręce jakbym trzymał w zbiorniku z wodą.
-Zapomnijmy po prostu o tym. To był tylko impuls. Przecież nie chciałeś mnie pocałować.- Powiedziała zmieszana, a ja zamieniłem się w posąg, tak jakby ktoś mnie zamroził. -Zgadzam się.-Dodała
-Co?-Spytałem, nie rozumiejąc o co chodzi.
-Zgadzam się, zostanę twoją dziewczyną żebyś mógł przejąć firmę-Wytłumaczyła mi. Stałem chwilę nic nie mówiąc, a potem szeroko się uśmiechnąłem i przytuliłem brunetkę.
-Chyba nie powinienem-Skarciłem się, lekko podnosząc dołeczki ku górze i trzymając brunetkę za ramiona.
-W sumie, skoro i tak mamy być parą, musimy się przyzwyczaić.-Dodała, zalewając wrzątkiem herbaty. Podała mi jedną, a z drugą udała się do salonu, skierowałem się za nią.
-Mam już przygotowane opis, co i jak.-Wyjąłem z teczki, średniej wielkości segregator i podałem brunetce. Otworzyła go.
-Instrukcja?-Spojrzała na mnie lekko marszcząc czoło.
-Um. Nie, znaczy tak, w sensie że nie. Ugh. Chce żebyś po prostu wiedziała co i kiedy. Masz tam zapisane ważne daty. Obiad u moich rodziców, spotkania i tak dalej.-Ciągle w głowie siedział mi pocałunek. Jak w ogóle mogłem ją pocałować? Nie całowałem tak dziewczyny od bardzo dawna, zawsze to był tylko przelotny seks i nic więcej. Nie umiałem okazywać jakichkolwiek uczuć. Byłem twardy jak skała, której nikt aż do teraz nie dał razy przebić. Właśnie, aż do teraz. Brunetka coś we mnie zmieniła. Zacząłem od nowa żyć. Czuć. Odczuwałem ból, związany ze wspomnieniami. Odczuwałem ból życia.
-No dobrze. Więc od czego zaczynamy?-Spytała przeglądając segregator.
-W pracy musimy pokazywać że coś między nami jest, będziemy wychodzić parę razy ze sobą. Randki. Musimy się dużo razem pokazywać. Pieniądze będziesz dostawać co miesiąc, oczywiście.- Oznajmiłem.
-Um..jasne.-Pokiwała głową na znak że wszystko zrozumiała.
Nastała między nami niezręczna cisza, przerwało ją płacz dziecka, Laura zakryła twarz dłońmi. Przypomniała sobie o zniknięciu siostry.
-Pójdę do małego.-Chciałem już do niej podejść i przytulić, ale powstrzymałem się w ostatniej chwili. Skierowałem się do pokoju płaczącego dziecka, spojrzałem na nie i zabrałem je na ręce. Otuliłem je ramionami i skierowałem się do saloniku. Brunetka nadal siedziała w tej samej pozycji, pochylona głowa zakryta rękoma. Słyszałem jej szloch. Nagle ktoś wszedł do mieszkania, dziewczyna szybko się podniosła, i poszła w kierunki drzwi wejściowych.

W drzwiach stanęła moja siostra. Miała podkrążone oczy, ubrania podarte, widać było że płakała. Dopiero po chwili zobaczyłam że ktoś ją trzymał, był to chłopak, podobny do Rossa. Wyglądał jak jego brat bliźniak.
-Riker, co ty tu robisz?-Spytał Ross. Z jego oczu nie mogłam nic wyczytać.
-Mogę ci zadać to samo pytanie. Przyprowadziłem Vanesse, znalazłem ją taką na ulicy. -Powiedział, nadal trzymając moją półprzytomną siostrę. -Zaniosę ją lepiej do pokoju.
-Na górę.-Wskazałam ręką i poszłam z nimi. Kładąc dziewczynę na łóżko od razu zasnęła. Była naprawdę zmęczona. Zeszliśmy razem z chłopakiem na dół, do Rossa.
-Więc Laura, poznaj mojego starszego brata Rikera, Riker poznaj moją... przyjaciółkę Laurę-Nie wiedział jak mnie nazwać. Przyjaciółka? Niech mu będzie. Kolejna część układu.
-Zostaniesz? Może chcesz coś do picia?- Zaproponowałam, chciałam się dowiedzieć skąd zna Vanesse, nie wyglądali jakby znali się od paru godzin.
-Jasne, poczekam aż Van się obudzi. Może wodę- Uśmiechnął się. Odwzajemniłam i od razu skierowałam się do kuchni. Nalałam w szklankę wody i wróciłam do braci i Maksa, który cały czas był przytulony do Rossa. -Proszę.-Podałam starszemu wodę.
-Dziękuje.-Razem z Rossem usiedliśmy na kanapie, a Riker zajął fotel.
-A więc znacie się z Vanessą?- Zapytałam głaskając głowę małego.
-Od jakiegoś czasu-Uśmiechnął się. Ten uśmiech coś oznaczał, chyba ktoś tu się komuś podoba. Nagle do pokoju wbiegła moja starsza siostra, wyglądała na przestraszoną.
-Riker musimy jechać, Luke jest w szpitalu.-Powiedziała płaczliwie. Kim jest Luke? -Zastanawiałam się.
-Ross zabieram twój samochód-Riker zabrał ze stołu kluczyki brata i skierował się z Van do przedpokoju.
-Hej, a co z małym? Nie mogę zostać z nim sama, mam dużo pracy.-Zawołałam.
-Ross z tobą zostanie na noc, i tak nie masz jak wrócić. Pa-Krzyknął Riker i wybiegli.
Spojrzałam się na blondyna i małego. Maks naprawdę go polubił i Ross o dziwo chyba go też. Skąd tak zna się na małych dzieciach?
-Zostanę z tobą. Pewnie nie będzie ich całą noc.- Oznajmił.
-Dziękuje-Uśmiechnęłam się, naprawdę byłam mu wdzięczna. -Idę dla małego po mleko. -Skierowałam się do kuchni i przygotowałam mleko dla Maksa.

Nigdy nie lubiłem dzieci, ale tego malucha wyjątkowo lubię. Jest taki szczęśliwi, nie ma jeszcze problemów, nic go jeszcze nie obchodzi.
-Nakarmisz go?-Brunetka podała mi butelkę z mlekiem.
-Może lepiej ty to zrób, pójdę wziąć prysznic. Gdzie masz ręczniki?-Podałem jej małego i wstałem z kanapy.
-Nad lustrem w szafce-Powiedziała, karmiąc małego.
Wchodzą do łazienki zdjąłem wszystkie ubrania i wszedłem pod prysznic. Gorąca ciecz spływała po moim całym ciele. Nałożyłem szampon do włosów i żel pod prysznic. Spłukałem wszystko i wyszedłem. Sięgnąłem po ręcznik i wytarłem się. Założyłem tylko bieliznę i spodnie. Wyszedłem.
-Weźmiesz go? Pójdę też pod prysznic.-Przejąłem małego i czekałem na Laurę.
Potem wykąpaliśmy jeszcze małego, aż zasnął na moich rękach więc zaniosłem go do pokoju.
-To jak śpimy?- Dziewczyna była trochę spięta tym że byłem tylko w spodniach.
-Na kanapie raczej się nie wyśpisz. Jest mała.-Oznajmiła.
-To co, razem?-Spytałem z cwaniackim uśmiechem.
---------------------------------------------------------------------------------
Nooo Hej.
Z góry was PRZEPRASZAM za ten rozdział.
Postaram się poprawić, obiecuję :*

sobota, 13 sierpnia 2016

Rozdział 3

Poczułam silny ból głowy, tak jakby ktoś mocno uderzył mnie co najmniej kijem od baseballa. Mimowolnie otworzyłam oczy, ale zaraz z powrotem zamknęłam. Po całkowitym przyzwyczajeniu się do światła, ujrzałam znaną mi twarz blondyna. Próbowałam się podnieść, ale zabrakło mi siły i upadłam znów na ziemię.
-Co... co się stało?- Z trudem wypowiedziałam słowa.
-Zemdlałaś po tym jak spytałem czy zostaniesz moją dziewczyną.-Odpowiedział, a mi znów zrobiła się słabo.
-Mam zemdleć jeszcze raz?- Zapytałam z sarkazmem i spróbowałam znów się podnieść. Tym razem już z powodzeniem.
-Zanim znów zemdlejesz może najpierw mnie wysłuchasz?-Pomógł mi usiąść na skraju łóżka.
-W takim razie słucham.-Przetarłam oczy dłońmi.
-Muszę przejąć firmę mojego taty, ale nie odda mi jej puki się nie ożenię, a jak na razie nie mam dziewczyny, więc pomyślałem że mogłabyś mi pomóc.
-Biedak, żadna dziewczyna cię nie chce, więc ostatecznie przyszedłeś do mnie?
-Ha-ha-ha, zabawne. Jeśli chcesz dalej pracować w mojej firmie, musisz się zgodzić.-Dodał.
-To nie jest jeszcze twoja firma.-Powiedziałam żeby mu dopiec, ale chyba się nie udało.
-Jak mi pomożesz to będzie.-Powiedział patrząc mi w oczy, szybko odwróciłam wzrok.-Przemyśl to, jak będziesz zdecydowana omówimy resztę spraw.

*Następny dzień*
Całą noc nie mogłam spać, zastanawiałam się nad propozycją blondyna. Nigdy w życiu bym na to się nie zgodziła, ale nie mam wyjścia. Potrzebuję tej pracy. Przetarłam zapłakane oczy i podniosłam się do pozycji siedzącej. Nie miałam ani grama siły na to żeby iść dzisiaj do pracy, ale muszę. Zabrałam przygotowane wczoraj ubrania i skierowałam się do łazienki. Zdjęłam z siebie bieliznę i weszłam pod prysznic, gorące krople cieczy spływały po moim ciele. Nałożyłam żel na ciało, a potem szampon na włosy. Wytarłam ręcznikiem włosy, a potem owinęłam się nim. Wysuszyłam włosy i nałożyłam lekki makijaż. Wyszłam z pokoju i skierowałam się do kuchni. Zrobiłam sobie kawę i kanapki. Usłyszałam z pokoju płacz Maksa. Postanowiłam iść do pokoju mojej siostry i jej syna, i to sprawdzić. W pomieszczeniu nie zastałam dziewczyny, tylko płaczące dziecko. Szybko wzięłam go na ręce i poszłam po telefon. Dzwoniłam już trzeci raz, ale nikt nie odbierał zaczęłam się martwić.
-Cholera, co się z tobą dzieje Vanessa-Powiedziałam sama do siebie. Już powinnam wychodzić z domu, a ja nawet nie jestem ubrana. Nie zastanawiając się wybrałam numer do Rossa.
-Hej-Krzyknęłam przez płaczącego Maksa.
-Kto to tak ryczy?-Spytał zabawnym tonem.
-Nie przyjdę dzisiaj do pracy, moja siostra gdzieś wyszła i zostawiła mi swojego syna-Powiedziałam płaczliwym głosem. Miałam już wszystkiego dość. To nie pierwszy raz jak moja siostra tak robi, a potem przychodzi pijana.
-Zaraz będę.-Rozłączył się.
Usiadłam na ziemi z małym i zaczęłam płakać razem z nim. Nie mam już siły, całe ostatnie noce zarwałam na pilnowaniu małego a rano musiałam iść do pracy. Rozumiem Van, chłopak zrobił jej dziecko a potem zostawił, ale ona musi wziąć się w garść.
Usłyszałam jak ktoś wchodzi do mieszkania, a zaraz zobaczyłam brązowookiego. Nic nie mówiąc zabrał ode mnie małego i poszedł z nim do kuchni.

Zdziwiłem się gdy brunetka zadzwoniła do mnie. Myślałem że będzie chciała porozmawiać o mojej propozycji, ale kiedy usłyszałem jej płacz, od razu wiedziałem że coś jest nie tak. Nie czekają, pojechałem do niej. Jeszcze jako nastolatek często zajmowałem się moim małym kuzynek, więc wiedziałem jak zajmować się dzieckiem. Znalazłem w kuchni mleko dla małego, sprawdzają wcześniej temperaturę, podałem butelkę małemu. Nie minęło dużo czasu, a mały zasnął mi na rękach, położyłem go do łóżeczka.
Zdjąłem marynarkę i podszedłem do Laury. Dalej płakała.
-Co się stało? Gdzie jest mama małego?
-Nie mam pojęcia, ale to nie pierwszy raz jak zostawia go samego. Mam już jej dość, w dzień pracuje, robię obiady, zajmuje się małym a ona chodzi na imprezy. Nie mam już siły.- Zaczęła płakać jeszcze bardziej.
Złapałem ją za ręce i podniosłem ją do góry. Spojrzałem w jej zapłakane oczy, a ona przytuliła się do mnie. Czułem się trochę dziwnie, ale odwzajemniłem gest.
-Już dobrze. Lepiej będzie jak się położysz.-Pomogłem jej dojść do jej pokoju. Zabrała z łóżka piżamę i poszła się przebrać. Usiadłem na skraju łóżka i rozglądałem się po jej pokoju.
-Nie musisz jechać do pracy?-Spytała kładąc się do łóżka.
-Zostanę z tobą i małym.-Powiedziałem bez emocji.
-Czemu raz jesteś taki miły, a raz zły? Czemu?-Spojrzała mi w oczy. Czułem że kiedyś zada mi takie pytanie.
-Połóż się, pójdę do małego.-Dałem jej buziaka w czoła i wyszedłem z pokoju.
Co się ze mną dzieje. Czy ja właśnie się w niej za... nie. Nie mogę.
Wychodząc z pokoju brunetki z mętlikiem w głowie, zauważyłem w salonie starą szafę z półkami, a na niej książki. Zabrałem jedną i skierowałem się do pokoju gdzie spał mały. Usiadłem na fotelu koło okna i zacząłem czytać. Nie zauważyłem kiedy zasnąłem.

Co to miało być? Czy Ross właśnie dał mi buziaka w czoło? Co z nim jest nie tak. Raz jest dla mnie taki oschły, a raz taki miły. Podoba mi się jak dzisiaj się zachował, żaden chłopak jeszcze wobec mnie tak nie postąpił. Muszę wybić go sobie z głowy zanim się w nim zakocham, a może już się to stało. Nie, nie i jeszcze raz nie. Nie mogę. Po godzinie leżenia, postanowiłam w końcu wstać. Skierowałam się do pokoju w którym śpi Maks. W fotelu koło okna siedział Ross, chyba zasnął. Jak on słodko śpi... Czekaj, stop. Laura przestań. Wcale przecież tak nie myślisz. Zajrzałam jeszcze do małego, który popadł w mocny sen. Skierowałam się do kuchni w celu zrobienia sobie herbaty.
-Zrobisz mi też-Odezwał się głos za mną, aż podskoczyłam z przerażenia.
-Ross, przestraszyłeś mnie.
-Przepraszam, nie chciałem.-Stanął blisko mnie, zbyt blisko. Czułam jego oddech na moim ramieniu.
-Nie rób tak.-Krzyknęłam.
-Jak?-Zaśmiał się.
-Najpierw tutaj przyjechałeś tutaj, potem zająłeś się małym, pocałowałeś mnie w czoło, a teraz stajesz tak blisko...-Nie zdążyłam powiedzieć bo blondyn mnie pocałował. Niesamowite uczucie.
-------------------------------------------------------------------------------------
Hej, hej, hej.
I znowu zostawiam was w takiej ważnej chwili, ale uwielbiam budować napięcie.
Nie bijcie mnie za to ^-^
Z góry przepraszam z jakiekolwiek błędy, ale zaraz przysięgam że zasnę. Nie mam siły już nawet sprawdzać błędów. Gdy jutro wstanę, od razu poprawię błędy.
Dziękuje za komentarze! Kw <3