piątek, 14 kwietnia 2017

Rozdział 8

Jeśli ktoś tu jest, dajcie znać!
Powinienem za nią biec, ale nie mogłem ruszyć się z miejsca. Po raz pierwszy w życiu poczułem przerażający ból w sercu, jakby narząd miał zaraz eksplodować wewnątrz mojego ciała, ale na zewnątrz pozostał bym taki sam. Tak sam straszny ja. Do mojej głowy automatycznie wróciły wspomnienia sprzed dziewięciu lat:
Była ciemna, zimna i ponura noc. Księżyc oświetlał drogę po której szedł blondyn ze spuszczoną głową, na której swobodnie leżał kaptur od czarnej bluzy chłopaka. Jego ręce były całe we krwi, pod oczami znajdowały się sińce, a brzuch był cały w fioletowych punktach od uderzeń w niego butami. Bał się wracać do domu, chociaż wiedział że i tak będzie musiał tam wrócić. Nie chciał spotkać chłopaka swojej matki, który potrafił tylko bić. Tęsknił za Ojcem. Wiedział że gdyby tu był, obroniłby go, nawet wtedy kiedy sam by dostał, a następnego dnia musiałby wstać do pracy na budowie. Ojciec był jego wzorem do naśladowania, już od małego patrzył na niego, jak na super bohatera.
I wtedy na drodze pojawiła się dziewczyna, bardzo podobna do Laury, wręcz identyczna. Tak samo piękna, z tą samą idealną figurą.
Gdyby wiedziała że to nie pierwsze nasze spotkanie. Gdyby przypomniała sobie jakiego mnie poznała, gdy byłem dobry, kiedy moje życie nie było tak potworne jak teraz. Kiedy wokół mnie były potwory, a nie byłem nim ja.

Nie mogła pohamować łez, sama nie wiedziała dlaczego tak bardzo cierpiała. Przecież w jej życiu było tyle ludzi, którzy się od niej odwrócili. Dlaczego nie mogła tak jak wtedy po prostu podnieść głowę i iść dalej? Wiedziała że stał się dla niej kimś, kim taci ludzie nie byli dla niej. Człowiekiem, którego kochała.
Nie wiedziała dokąd się kieruje, dopóki nie znalazła się przy bramce do domu jej przyjaciółki. Raini. Zapukała lekko do drzwi i czekała aż ktoś wyjrzy przez nie.
-O hej...Laura, co się stało?- Jej przyjaciółka wpatrywała się w nią ze współczuciem i smutkiem. Była typem człowieka, który czuł się źle, jeśli komuś się coś działo.
-Mogę wejść? - Spojrzała na nią, zapłakanymi oczami. Czarnowłosa od razu otworzyła szerzej drzwi i kazała Laurze iść do jej pokoju, a sama skierowała się do kuchni po napoje i paczkę lodów oraz chusteczek.
-Trzymaj- Podała jej chusteczki i lody, a napój położyła na stoliku nocnym.- A teraz opowiadaj co się stało.- Usiadła na przeciwko niej. Zawsze kiedy chciały szczerze pogadać, siadały na miękkim dywanie koło łóżka.
Brunetka odpowiedziała jej o wczorajszym dniu i o dzisiejszym spotkaniu z blondynem i jego kumplem.
- Czyli Ross wyjeżdża?- Spytała Raini, chcąc się upewnić czy dobrze zrozumiała, ponieważ trudno było zrozumieć Laurę przez ciągłe pociąganie nosem i płakanie.
-Tak... Pewnie nawet bym się nie dowiedziała, gdyby nie jego kumpel.
-A może to jeszcze nie jest pewne co do wyjazdu.- Posunęła. - Powinnaś z nim pogadać. Może wyjeżdża na miesiąc czy dwa odwiedzić swoją rodzinę.
-Ale ja jestem głupia.- Zakryła sobie rękoma twarz i zaczęła głośniej pociągać nosem.- Nawet nie dałam mu nic powiedzieć.
-Zadzwoń do niego i pogadaj.

Zbliżał się już wieczór, blondyn szykował się na wyścig. Miał z tym skończyć, tak jak obiecał, ale nie mógł sobie odpuścić. Nie dzisiaj. Miał się ścigać z synem chłopaka jego prawdziwej matki. Miał się odegrać za te wszystkie lata, kiedy leżał w koncie a oni traktowali go jak worek treningowy. Założył swoją skórzaną kurtkę, której już dawno na sobie nie miał. Była przeznaczona tylko do wyścigów. Obejrzał się w lustrze, lekko poprawił włosy, przeczesując je ręką i poszedł do garażu. Zabrał kluczyki do swojego Audi R8 i wyjechał nim z garażu. Jechał szybko. Nie włączył nawet muzyki, bo wiedział że teraz tylko by go zdenerwowała. Przed oczami miał tylko ciągle obraz brunetki, nie mógł pozbyć się jej z głowy, zaciskając mocniej pięści na kierownicy, dodał gazu.

Próbowała się z nim skontaktować, jednak nie odbierał. Dzwoniła nawet do biura, ale odezwała się poczta głosowa. Przypomniała sobie, że zabrała numer od jego przyjaciela-Brada. Wyszukała go szybko w kontaktach i nacisnęła słuchawkę.
-Halo?- Odezwał się głos po drugiej stronie.
-Cześć, tu Laura. Wiesz może gdzie jest Ross? Nie odbiera telefonu.- Wyjaśniła szybko, po co do niego dzwoni.
-Dobrze że dzwonisz- Powiedział z ulgą w głosie.- Musisz mi pomóc, chodzi o Rossa.
-Coś się stało?- Brunetka aż wstała z kanapy, na której właśnie siedziała.
-Nigdzie nie ma jego kurtki, którą zawsze zabierał na wyścigi, ale jego nowego auta. Myślę że wiem, gdzie on jest.
-Jakie wyścigi, o czym ty mówisz?- Spytała zdziwiona.
-To ty nic nie wiesz?-Spytał niedowierzając. Blondyn zawsze opowiadał o swoich udziałach w wyścigach. Laski na to leciały.- Ross brał kiedyś udział w wyścigach samochodowych, bawił się w Toretta. (Szybcy i wściekli, jakby ktoś nie wiedział :D) Ale już od długiego czasu nie jeździł, musiało się coś stać. I obydwoje wiemy co.
Laura wiedziała że to prze nią, Ross teraz jedzie na wyścigi.
-Słuchaj ma tam być syn chłopaka jego matki, który w dzieciństwie uważał Rossa za worek treningowy. Chce się zemścić, a prawda jest taka że jedzie na misję samobójczą.
Laurze o mało nie wypadł telefon z ręki, bała się o blondyna, tak cholernie się o niego bała.
-Jadę żeby wybić mu ten pomysł z głowy, jedziesz ze mną?- Zapytał po chwili.
-Gdzie mam czekać?- Brunetka wiedziała że nie przekona go, żeby nie brał udziału w wyścigach, ale nie chciała zostawiać go sama, chciała być przy nim, gdy spotyka się z człowiekiem, który zepsuł mu życie.

Jechali najszybciej jak się dało, całą drogę nie odzywali się do siebie. Kiedy byli już na miejscu, brunetka zobaczyła wielki plac, na którym stało wiele drogich aut a obok nich krążyło pełno ludzi. Widziała że ludzie trzymają zapalone pochodnie, co dodawało straszniejszego klimatu. Nie znała swojego kraju od tej strony, to był widok jak w filmach. Odnaleźli auto blondyna, dziewczyna wybiegła szybko z auta jego kolegi. Zauważyła Rossa, i przeraziła się na jego widok. Wyglądał na zmęczonego. Miał podkrążone oczy.
-Ross..- Powiedziała cicho i podeszła do niego bliżej.
-Co ty tutaj robisz? Nie powinno cię tu być. Tutaj jest niebezpiecznie.- Powiedział bardzo cicho, ale ostrym tonem. Jednak brunetka czuła w jego głosie, że martwił się o nią i bał.
-Brad opowiedział mi co się stało. Ross... czemu mi nie powiedziałeś?
-Nie powinnaś o tym wiedzieć, ani nie powinno cię tu być. Nie powinnaś mnie znać, jestem potworem.- Jego wyraz twarzy był smutny.
-Nie jesteś potworem. Ludzie którzy cię otaczali, nimi byli.- Dotknęła lekko jego ręki.
-Stałem się taki jak oni.- Chciał cofnąć rękę, ale nie mógł się ruszyć.
-W takim razie zakochałam się w potworze i zostanę przy nim, chociaż by tego nie chciał.- Jej słowa, działy na niego jak najwyższe dobro. Spojrzał na nią i przybliżając się do niej, złożył na jej ustach pocałunek. Nie był to zwykły pocałunek. Było w nim tyle pasji, tyle uczucia i emocji. Pragnął żeby już nigdy od niego nie odeszła. Pragnął mieć ją przy sobie.
-Proszę, proszę. Kogo moje oczy widzą.- Zaśmiał się ktoś z tyłu pleców Rossa. Wiedział kto to, zapamiętał ten głos.
-Nie ważne co by się działo, trzymaj się z tyłu mnie, a w najgorszym wypadku, uciekaj.- Powiedział cicho do Laury i trzymając jej rękę, odwrócił się.
-Czyżbyś postanowił się zemścić?- Ponownie usłyszał ten śmiech.
-"Pamiętaj: Najlepszą zemstą, jest zemsta"- Odpowiedział blondyn cytując.
-Czyli jednak. Pokaż po co przyszedłeś.- Ustawił się w pozycji bokserskiej.- Bo chyba nie po to żebym przeleciał ci dziewczynę?- Zaśmiał się, kiedy zauważył że blondyn nie ma zamiaru się bić.
Ross wyciągnął ręce przed siebie.
-Ross, nie daj się sprowokować. Proszę.- Powiedziała błagalnie Laura.
-Uciekaj, proszę.- Odpowiedział jej szybko blondyn i ruszył na przeciwnika.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wreszcie jest!
Życzę wam Wesołych Świąt Wielkanocnych! :**