niedziela, 4 grudnia 2016

Rozdział 6

Coraz większymi krokami zbliżała się godzina randki. Brunetka stała przed szafą i tylko wyrzucała kolejne rzeczy. Totalnie nie wiedziała co na siebie założyć. Ubrać się elegancko czy raczej luźnie? Przecież mieli iść do wesołego miasteczka. Postanowiła jednak iść najpierw się wykąpać. Zdjęła z siebie ubrania i weszła pod prysznic. Na ciało nałożyła kremowy żel, a na włosy swój ulubiony szampon o zapachu truskawek. Ciecz spływająca po jej malutkim ciele, sprawiła że trochę się odprężyła. Wychodząc zawinęła się w ręcznik i zaczęła suszyć włosy. Podkręciła je trochę lokówką, prędzej nakładając odżywkę w piance. Nałożyła na całe ciało balsam, a następnie ubrała czarną koronkową bieliznę. Usiadła przed toaletką i wyjęła z szufladki wszystkie swoje kosmetyki. Nigdy nie była jedną z tych dziewczyn które nakładały dużo makijażu. Nałożyła podkład oraz puder i podkręciła rzęsy. Na usta nałożyła tylko bezbarwną pomadkę. W czasie malowania, zastanawiała się co na siebie założyć i wpadła na jeden pomysł. Postanowiła ubrać to:


Ubrała się szybko i spojrzała na siebie w lustrze. Wyglądała dobrze, tylko czy nie powinna się ubrać bardziej ładniej? W końcu miała iść na randkę z Rossem Lynchem. Zawsze ubierał się schludnie. Czy nie będzie przy nim wyglądała źle?
Pobiegła szybko do siostry.
-Mogę tak iść?-Obróciła się wokół własnej osi, na koniec wyciągając ręce, jakby chciała utrzymać równowagę.
-Wyglądasz pięknie-Powiedziała Vanessa, która właśnie karmiła swoje dziecko.
-Ale czy no wiesz... Nie za luźnie?
-Gdzie idziecie?-Położyła małego do łóżeczka.
-Do wesołego miasteczka- Usiadła na rogu łóżka starszej siostry.
-To naprawdę dobry strój na taką okazję.
-Myślisz że będę wyglądać przy nim dobrze, no wiesz... On jest taki elegancki.-Rozmarzyła się.- W sensie ma taki elegancki styl-Dodała szybko.-Pójdę już.Pa- Wybiegła szybko zawstydzona z pokoju siostry i udała się do salonu.
-Miłej randki!-Zdążyła jeszcze usłyszeć głos swojej siostry.
Usiadła na kanapie i schowała twarz w dłoniach. Nie mogła dopuścić do jakichkolwiek uczuć do niego. Znała go bardzo dobrze i wiedziała jaki jest. Pewny siebie, zmienia dziewczyny jak rękawiczki. Chodził tylko z modelkami, nie spojrzałby na taką dziewczynę jak ona. Z przemyśleń wyrywał ją głośny dźwięk dzwonka drzwi. Podbiegła szybko do nich i otworzyła, a w progu drzwiach pojawił się dobrze jej znany blondyn. Był ubrany luźno i elegancko zarazem. Miał czarne spodnie, białą jak śnieg koszulkę i czarną marynarkę. W ręku trzymał bukiet czerwonych róż. Pewnie wydał majątek.
-To dla ciebie.- Podał jej bukiet.
-Dziękuje- Przejrzała go wzrokiem, przegrywając lekko dolną wargę, na co on cicho się zaśmiał.- Wejdź, wstawię kwiaty do wazonu.

Szykował się już od rana, wylał na siebie chyba tonę perfum. Układał włosy paręnaście razy. Coraz bardziej ten dzień był dla niego ważny, brunetka była coraz bardziej dla niego ważna, jednak nie chciał tej myśli do siebie dopuścić. Kiedy stanął przy drzwiach brunetki i ujrzał ją, piękną, nie liczyło się dla niego nic innego. Taka mała istotka a tak bardzo wywróciła jego świat. Przegryzła wargę po tym jak przejrzała go wzrokiem, gdyby się nie odezwała już dawno wbił by się w jej usta.
-Dziękuje-Usłyszał jej piękny, melodyjny głos, serce o mało nie wypadło mu z piersi.
-To co jedziemy?-Nie zdążył się zorientować, a była już koło niego.
-Tak jasne.- Przepuścił ją w drzwiach, a wsiadając do auta, otworzył jej drzwi.

-Idziemy na domu strachu?-Krzyknąłem z entuzjazmem.
-Yy... Bo wiesz.-Spuściła głowę.
-Możesz mnie trzymać z rękę, jeśli się boisz.-Powiedziałem, a potem spaliłem się ze wstydu, co właśnie jej powiedziałem, aż nagle poczułem jak splata nasze dłonie. Miała taką drobną dłoń, że przez cały czas bałem się że zrobię jej krzywdę. Przez całą drogę w domu strachu, nie mogłem oderwać od niej oczu. Była taka piękna. Kiedy wyjechaliśmy z nawiedzonego domu, pociągnęła mnie do stoisk z różnymi grami.
-Wygraj dla mnie tego misia!-Krzyknęła jak małe dziecko, zaśmiałem się, ale postanowiłem zrobić to dla niej. Po dłuższej chwili udało mi się w końcu wygrać.
-Wydałeś prawie całe swoje pieniądze-Śmieliśmy się w drodze do małej kawiarni. Było już późno, musieliśmy coś zjeść.
-Widziałaś minę tej babci, chciała już zabrać tego misia z lady i mi go dać, żebym sobie tylko poszedł-Oboje złapaliśmy się za brzuchy. Naprawdę bolały nas już od śmiechu.
Usiedliśmy przy dwuosobowym stoliku i zamówiliśmy ciasto oraz herbaty.
-Naprawdę dobrze się dzisiaj bawiłam.
-Cieszę się, może pójdziemy jeszcze na plażę?
-Jasne- Uśmiechnęła się.
Weszliśmy na plaże, wiał lekki ale zimny wiatr, widząc że Laurze jest zimno, dałem jej moją marynarkę. Przystanęliśmy, obróciłem ją twarzą do mnie. Było już ciemno, jedyne światło dawał księżyc.
-Wydaje się być większy niż zawsze-Skomentowała, i przegryzła wargę.

Ross nie mógł już wytrzymać. Wbił się jej w usta, a ona oddała pocałunek. Są jak dwa magnesy, które przyciągają się do siebie nawzajem. Blondyn pragnął ją jak żadnej innej dziewczyny na świecie. Od kiedy ją poznał, zmienił się. Jego mur który budował przez tyle lat, zdołała zburzyć. Sam nie wiedział co ona z nim robi, jak na niego działa. Już nie grawitacja trzymała go na ziemi, tylko ona. Ta mała, drobna dziewczyna.
-Chyba cię kocham.-Powiedziała cicho.
---------------------------------------------------------------------------------

Od razu was przepraszam. I dziękuje za TYLE KOMENTARZY! Jesteście kochani.